poniedziałek, 3 listopada 2014

24. Bazgroły.

Ostatnimi czasy jestem oczarowana Pinterestem i często godzinami błądzę, odkrywam, przypinam i inspiruje się. W ten właśnie sposób odkryłam Zentangle. Dowiedziałam się, że moje bazgroły mają swoją własną filozofię ;) co prawda daleko mi do artystów, którzy publikują tam swoje prace i tutoriale, ale rysowanie sprawia mi wielką radość. To świetna odskocznia, relaksuje i wycisza, pozwala się bez reszty skupić na pracy. Oto moje pierwsze prace



 Ten pierwszy obrazek jest zbieraniną różnych wzorów, przeważnie ze strony Tangle patterns. Pokazane krok po kroku jak narysować wybrany wzór, a jest ich tam setki!





Tu korzystałam z filmów pani Joanne Fink ze strony Sakura of america. Z paru kresek i kilku wzorów można stworzyć coś absolutnie wyjątkowego. Chyba popadam w samouwielbienie, powiesiłam sobie te prace na lodówce, od samego rana wprawiają mnie w dobry nastrój ;)

sobota, 1 listopada 2014

24. Bombka nr 2 i 3.

Kolejne bombki zeszły z drutów, doczekały się wypchania i opublikowania. Tym razem robiłam je na drutach z żyłką a nie na pończoszniczych. Panowanie nad pięcioma drutami, dwoma nitkami i trzymanie się wzoru było dość wyczerpujące, tym bardziej, że często robótkę musiałam odkładać i gnać do moich dziewczyn ;). Nie wiem czemu wyszły większe, nitka była ta sama, rozmiar drutów także.

Dzwonek

Renifer


Na tym ostatnim widać różnicę w wielkości. Moja tegoroczna 'bezpieczna choinka' coraz bardziej realna ;)


piątek, 3 października 2014

23. Bombka.

W tym roku przygotowania do świąt zaczęłam już w sierpniu, kiedy słońce grzało tak, że wychodzenie z domu zdawało się być samobójstwem. Dziewczyny w południe spały a ja z grubą włóczką pod fotelem (bo na kolanach za bardzo grzała) uczyłam się dziergać bombki. Kolejny raz. I wyszły ;)
Oto pierwsza z nich:





Wiewiórka wg wzoru Arne i Carlosa, kształt mało bombkowy jednak swoją funkcję na naszej bezpiecznej choince spełni. Zrobiłam ją na pięciu drutach, z włóczki w 100% akrylowej. Powstała dzięki Intensywnie Kreatywnej, która nauczyła mnie wzorów wrabianych i dzięki Marcie, która swoimi bombkami już dawno sprawiła, że zakochałam się w julekuler.

poniedziałek, 24 lutego 2014

21. Konie.

Kiedyś pokazywałam już na blogu tułów konia, którego robiłam dla córki. Koń doczekał się wykończenia i został powitany z głośnym krzykiem radości. Zaraz potem rozległ się ryk. Jak to, mama zrobiła jedną zabawkę dla dwójki dzieci? Okropieństwo! Cóż było robić, trzeba szydełkować drugiego. Tak też powstał brat bliźniak dla niepocieszonej siostry bliźniaczki.





Konie pozowały na plastikowym stoliku do rysowania, który okazał się świetnym tłem, muszę sprawdzić, czy krzesełka też się nadają.

Biały koń, w wyniku gwałtownych emocji stracił oko, co widać na ostatnim zdjęciu. Wygląda jakby jedno miał lekko przymrużone. Córki różnicy nie zauważyły, nadal się bawią w jazdę koniem po mamie. 'Tup, tup, mama!' i muszę grzecznie rękę/nogę/brzuch/plecy/głowę udostępnić, wszak koń musi mieć dobry i duży wybieg ;)

wtorek, 18 lutego 2014

20. Jak dałam się wrobić...

Dałam się wrobić, i to nieźle. Intensywnie Kreatywna uczy jak wykonać wzory wrabiane, do których wzdycham i które próbuje wykonywać, na razie z różnym skutkiem.
 Do tej pory robiłam metodą kontynentalną, bo skręcanie nitek i prowadzenie dwóch na jednym palcu wydawało się sztuką czarnoksięską i nawet tego nie spróbowałam, bo żadna ze mnie czarownica. A tu proszę - wyszło i to tak, że mogę pokazać publicznie.
 Sumiennie wykonywałam krok po kroku, wsłuchiwałam się w głos płynący z głośników i wpatrywałam w śmigające na ekranie ręce, by w końcu zacząć. Przy okazji okazało się, że mój sposób z trzymaniem nitki przy żakardach się nie sprawdza, więc walcząc ze skurczami w dłoniach i sztywnych nadgarstkach zmieniłam go. Do tego całkowicie inaczej robiłam oczka (nie wiem jakim cudem, ale jestem samoukiem, więc wszystko możliwe), które potem wychodziły dziwnie przekręcone i nie tak jak powinny. To też zmieniłam. Poczułam się, jakbym pierwszy raz miała druty w rękach i trochę się gubiłam i spinałam, ale po trzech dniach jest dobrze, robię to z przyjemnością. Tak wyglądają początki:



I ten sam wzór w panelu:



Przykazane było, by robić z grubej włóczki. To była zdecydowanie najgrubsza, jaką znalazłam i która by była w dwóch kolorach - YarnArt Jeans i druty nr 3,5. Nowe, lidlowe, chciałam przetestować i muszę stwierdzić, że spisują się dobrze. Oczka ładnie schodzą ale nie spadają, żyłka nie plącze się i w miarę łatwo dała się wyprostować. Teraz żałuję, że kupiłam tylko jeden zestaw...

środa, 1 stycznia 2014

19. A w Nowym Roku wysyp nowości...

Płodny był grudzień, oj płodny. Udało mi się skończyć dużo rzeczy, mimo tych wszystkich przeciwności. Albo może dlatego, że internetu nie mam i więcej czasu spędzam tworząc a nie patrząc co inni stworzyli ;) Zmobilizowały mnie też święta - maluchy w naszej rodzinie zostały obdarowane prezentami robionymi, nie kupionymi. Na pierwszy ogień poszły misie szydełkowe: 

Zdjęcie tylko jednego, kotek trafił do małej właścicielki zanim zorganizowałam sesję. Teraz tworzy się koń, jest jeszcze ślepy, dziki i bez nóg, ale wieczorem już będzie w pełnej krasie:


Koń pozuje na kostkach z wyhaftowanymi literkami, w domu zostały tylko dwa, komplet z imieniem znalazł pod choinką chrześniak:



Jak już maszyna była na wierzchu, to przy okazji uszyłam sobie bieżnik i podkładki na stół, tworząc świąteczny nastrój (taki miałam zamiar przynajmniej). Wyszło całkiem całkiem, biorąc pod uwagę, że z maszyną ostatnio nie możemy się dogadać, chyba oddam ją na przegląd. Na zdjęciach tylko podkładki, dzięki dzieciom bieżnik przetrwał tylko dwa dni na stole dopóki nie został zalany, wybrudzony i ogólnie nie nadaje się na razie do pokazania ;)



Jestem zadowolona, że tyle rzeczy udało się skończyć i pełna zapału wchodzę w nowy rok z mnóstwem pomysłów ;)